Dramaturgia. Z młodzieżą, partycypacyjnie, w procesie.
Wchodzisz do sali teatralnej.
Spotykasz się z grupą. Macie tworzyć wspólnie spektakl.
Nieśmiałe uśmiechy nowych osób, albo dobrze znane twarze ludzi, którzy niejedną przygodę już ze sobą przeżyli.
Wszystkich łączy chęć wejścia we wspólny proces twórczy, choć być może, nie wiedzą jeszcze nawet, z czym to się wiąże.
Ty masz ich przez ten proces poprowadzić. Jesteś instruktorem teatralnym, aktorką, nauczycielką przewodzącą teatralnej grupie w liceum. Może pracujesz w domu kultury, może jesteś pedagożką teatru w miejskiej instytucji. Może reżyserem, który postanowił zaryzykować i tym razem, zamiast z zawodowymi aktorami, zrobić spektakl z młodymi amatorami, nastoletnimi performerami.
Jak właściwie zabrać się do pracy, od czego zacząć? Do czego chcesz ich zaprosić?
Czy do klasycznych prób, na wstępie oznaczających czytanie tekstu, który im przyniesiesz? Podział ról, rozmowy o postaciach, pierwsze próby interpretacji, jeszcze przy stolikach. To sprawdzony model. Czasami najlepszy, który można wybrać.
Ale może chcesz pracować zupełnie inaczej, podążając za pragnieniem partycypacji. Może chcesz posłuchać o ich intuicjach, wizjach i potrzebach? Dać im wpływ na to, o czym będziecie opowiadać ze sceny, jakimi słowami i w jaki sposób? Może podzielisz się z nimi narzędziami reżyserskimi, dramaturgicznymi?
Jeśli wybierasz drugi wariant - ten tekst może Ci się przydać.
Nie dlatego, że odpowie na wszystkie pytania o to, jak robić spektakle z młodzieżą.
Nie będzie tu ćwiczeń i gotowych scenariuszy.
Ale być może odnajdziesz w nim wskazówki, które pomogą Ci pomyśleć uważniej, bardziej świadomie o tym, jakiego rodzaju doświadczenie chcesz im zaproponować, czego uniknąć, o co zadbać.
Tekst ten rozpina się na linii pomiędzy dwoma aspektami dylematu, pomiędzy dwoma pytaniami.
Jak stworzyć satysfakcjonującą całość - dramaturgię spektaklu, która będzie punktem wyjścia do pracy teatralnej, z której będziecie zadowoleni artystycznie i z którą będziecie się utożsamiać koncepcyjnie?
I z drugiej strony - jak zadbać o grupę i poszczególne osoby w trakcie całego procesu - o to, by rozumiały w czym i na jakich zasadach biorą udział, na co mają wpływ i w jaki sposób mogą wnosić swoje pomysły?
Uprośćmy więc wszystkie dotychczasowe myśli do jednego jasno postawionego, choć wieloskładnikowego pytania:
Jak tworzyć dramaturgię z młodzieżą, w procesie i partycypacyjne?
Przyjrzyjmy się składnikom tego pytania po kolei.
Dramaturgia - co to takiego?
Można powiedzieć - po prostu tekst i jego konstrukcja.
Albo trochę bardziej precyzyjnie: napięcie w przebiegu tekstu, sposób powiązania wątków. Akcenty. Rozłożenie sensów.
To właśnie ona - dramaturgia - stanowi rusztowanie pracy teatralnej.
Tworzenie dramaturgii będzie więc w tym artykule rozumiane nie tylko jako pisanie scenariusza, ale też wymyślanie koncepcji, decyzja o tym, czym właściwie ma być materia tekstowa, o czym ma być historia, sytuacja, opowiadany świat.
I tu pojawia się pierwszy powód, dla którego warto dramaturgię tworzyć z grupą. To grupa bowiem, w procesie kreacyjnym ma szansę zdecydować, dlaczego i jak opowiada daną historię lub z jakiego powodu buduje sytuacje performatywne.
Nie dostają czegoś gotowego - jakieś napisanej przez kogoś całości - z którą przecież mogą się nie utożsamiać lub nie zgadzać. Przyniesionego przez osobę prowadzącą scenariusza albo klasycznego tekstu mogą nie rozumieć, lub może ona ich po prostu nie obchodzić na tyle, by użyczyć jej swojej scenicznej obecności i głosu.
Czy to oznacza, że nie warto czytać i interpretować tekstów napisanych przez innych?
Oczywiście, że warto!
Jednak w moim przekonaniu, zdecydowanie bardziej po to, by analizować struktury literackie, przyglądać się temu jak autorzy i autorki budują napięcie, jak wprowadzają sceniczne sytuacje, kształtują postaci, opisują zdarzenia.
Niekoniecznie po to, by przenosić i adaptować na scenę gotowe dzieła.
Do tego potrzeba umiejętności i technik aktorskich oraz życiowego doświadczenia i znajomości swoich zasobów, granic, środków wyrazu. Tym na ogół młode osoby (jeszcze) nie dysponują.
Teatr może dla młodych ludzi stać się miejscem zabierania głosu w ważnych sprawach i - co więcej - miejscem uświadamiania sobie własnych emocji, myśli, refleksji, chęci, światopoglądu.
Wspólne tworzenie dramaturgii w procesie może temu sprzyjać i warto rozważyć taką szansę.
Co oznacza jednak to, że coś ma powstawać w procesie?
W jakimś sensie każde nowe dzieło czy praca twórcza jest procesem. Rodzi się powoli, w kawałkach, często - lub nawet zawsze - z momentami kryzysu czy niepewności.
Istotą procesu twórczego jest rozciągnięta w czasie sytuacja niewiedzy, która stopniowo ustępuje pojawiającym się formom, wyłaniającym się odpowiedziom, konkretom scenicznym, wizualnym, literackim. To musi trwać i nie da się uniknąć momentów trudnych, połączonych ze zwątpieniem.
Jeśli jednak dodatkowo proces twórczy dotyczy nie tylko jednostki, ale wielu osób, to bez wątpienia splata się z inną bardzo istotną dynamikę - z procesem grupowym.
O procesie grupowym można by opowiadać godzinami i pisać podręczniki. Niejeden taki powstał, a zainteresowane osoby odsyłam do teorii.
To, co warto o procesie grupowym wiedzieć - choćby na początek - to fakt, że występuje on zawsze tam, gdzie spotykają się ludzie mający wspólny cel. Oczywiście każdy proces grupowy jest inny, a przebiegi mogą być odmienne. Zarówno badaczki, jak i praktycy pracy z grupą wyodrębniają jednak pewne charakterystyczne fazy. Wiedza o nich może być dla prowadzącego niezwykle przydatna, a nawet ratująca. Po pierwsze dlatego, że pomaga ona komunikować się z grupą, rozumieć to, co się w niej dzieje, bez oceniania, czy obwiniania siebie lub uczestników za ewentualne trudności. Zrozumienie i świadomość charakterystycznych dla procesu grupowego momentów pomaga stworzyć bezpieczeństwo i realistyczne oczekiwania, a to z kolei daje oparcie i motywację do dalszej pracy.
Jeśli mowa zaś o pracy twórczej to trzeba dodać, że znajomość mechanizmów procesu grupowego pozwala zaplanować przebieg pracy. Ułatwia decydowanie o tym, których momentach oczekujemy od uczestników odwagi w eksperymentowaniu lub spieraniu się, co do kształtu naszych działań, w których zaś uznajemy, że lepiej dać im spokój, pozwolić na poznawanie się, oddech, bezpieczne rozwijanie czegoś, co powstało już wcześniej. Przyjmując, że grupa ma swoje prawa, z większym prawdopodobieństwem będziemy wiedzieć, z czego wynikają potencjalne frustracje, potrzeba bycia prowadzonymi za rękę, różnie manifestowana potrzeba niezależności i oddzielenia od prowadzącego. Być może w ogóle bardziej adekwatnie zareagujemy na wszelkie wyrażane lub okazywane w inny sposób potrzeby.
Psycholog społeczny Bruce Tuckman już w 1965 roku wyodrębnił 4 fazy procesu grupowego nazywając je czasownikami, które w angielskiej wersji układają się w wyliczankę. Ciąg forming/ storming/ norming/ performing moglibyśmy przetłumaczyć jako: formowanie/ stawianie oporu/ normowanie/ działanie, kreowanie.
Oczywiście późniejsze teorie, a także obserwacje różnych grup i procesów nieco komplikują sprawę, wskazując na rożne wariacje i dodatkowe czynniki, które mogą zaburzać ten proces. Jedno można powiedzieć na pewno: dynamika i atmosfera grupy, temperatura zachodzących w niej procesów i pojawiających się emocji jest zmienna i oscyluje między dążeniem do stabilizacji a potrzebą burzenia zastanego porządku. Pomiędzy szukaniem bezpieczeństwa i trwałości, a gotowością do przekraczania granic i szukania nowego.
O ile zatem na początku grupa próbuje się sama ukształtować - poznając się, szukając podobieństw, będąc wobec siebie raczej ostrożna i wykazująca chęć integracji to w późniejszym etapie niemal zawsze pojawiają się zgrzyty, konflikty, zgłaszane są obawy, a osoba prowadząca poddawana jest naciskowi czy swoistym testom ze strony uczestników. Dopiero potem grupa wypracowuje normy i zasady pracy, zaczyna je wdrażać, stosować się do nich. Staje się zespołem, który w kolejnym etapie ma szansę już performować, czyli w szerokim ujęciu działać ku efektowi.
Jeśli tworzymy w procesie dramaturgię teatralną to dobrze jest uzbroić się w pewną cierpliwość. O ile na początku pomysły i wybuchy kreatywności mogą sprzyjać poznawaniu siebie i swoich wrażliwości, a uczestnicy mogą z ufnością patrzeć w stronę prowadzącego, o tyle później, nie należy się dziwić, jeśli przyjdzie zwątpienie, spadek motywacji, pojawią się konflikty i odmienne zdania, a liderka nie będzie już tutaj dla wszystkich i zawsze autorytetem w kwestii rozstrzygania. Jeśli jednak zespół przejdzie ten trudny moment, a osoba prowadząca wytrzyma opór, ataki, roszczenia czy niezadowolenie to grupa ma szansę wzrosnąć, ukonstytuować się w większej samodzielności i sile. I ostatecznie odważyć się na tworzenie.
Dodatkowo, w procesie teatralnym, spory, różnice zdań mogą być niezwykle zasilającym dla dramaturgii paliwem. Scena teatralna wytrzymuje przecież wielogłos, zaś istotą dobrej dramaturgii jest napięcie. To, co dzieje się w procesie grupowym na próbach, można więc opisać, zachować w tekście, nawet jeśli dotyczy kłótni, dyskusji czy odmienności poglądów. Wtedy właśnie w scenariuszu mają szansę pojawić się pasjonujące dialogi lub różne perspektywy.
Partycypacyjnie, czyli czym może być uczestnictwo.
Kolejnym składnikiem tytułowego pytania jest partycypacja. Czym ona właściwie jest? W jaki sposób realizować ją konsekwentnie, nie tylko w deklaracjach. O procesach partycypacyjnych mówi się ostatnio w sztuce i edukacji bardzo wiele. Wraz z rozwojem demokracji obywatelskiej świadomość wagi podmiotowego uczestnictwa zdecydowanie wzrasta. Coraz częściej reżyserzy i reżyserki (zarówno pracujące z osobami zawodowo aktorskimi jak i z grupą amatorską) wyrażają pragnienie tworzenia warunków, w których różne podmioty i grupy mogłyby decydować o sobie, wyrażać swoje potrzeby, zabierać głos w swoim sprawach lub wobec tematów dla siebie istotnych.
Obserwatorzy i badaczki jasno stwierdzają, że zwrot partycypacyjny, czyli myślenie o sztuce jako zbiorowym efekcie świadomej pracy grupy osób, to zjawisko, które w ostatnich latach zmieniło dogłębnie paradygmat twórczości współczesnej.
Partycypacja oznacza - w uproszczeniu - dzielenie się decyzyjnością, włączanie w odpowiedzialność i wyznaczanie kierunków.
Jak z każdym rozwijającym się zjawiskiem i wchodzącym do obiegu słowem - tak i z partycypacją - wiążą się pewne kłopoty.
Po pierwsze - sam termin wydaje się być nadużywany.
Nie wszystko co zakłada udział osób jest partycypacją.
Kluczowymi słowami są tutaj podmiotowość i decyzyjność oraz zadanie samym sobie - jako prowadzącym proces - pytania, na ile faktycznie jestem gotowy/ gotowa, by podzielić się wpływem. Czy jestem w stanie słuchać pomysłów, czy mam narzędzia do ich zbierania, tworzenia z nich syntezy, proponowania działań, sprzyjających wyłanianiu się z tego wielogłosu treści? Czy mam zasoby - na przykład czas - na to, by prowadzić działanie w modelu pogłębionego uczestnictwa?
Partycypacja napotyka różne wyzwania, choćby te, które wynikają z procesu grupowego. Może mieć też różne oblicza, w zależności od kontekstu, stopnia włączania osób, charakteru wspólnych decyzji.
Sherry Arnstein, brytyjska badaczka społeczeństwa obywatelskiego stworzyła model drabiny partycypacji. Ostrzegawczo pokazuje na niej po pierwsze różne formy, które pod partycypację się podszywają. Są używaniem ludzi na pokaz, albo zapraszaniem ich do udziału tylko pozornie, na przykład ze względu na chęć wpisania się w polityki tożsamościowe. I tak, nie każdy projekt który angażuje dzieci, będzie oferował im podmiotowe uczestnictwo. Nie każde przedsięwzięcie z osobami z niepełnosprawnością czy osobami z doświadczeniem imigranckim będzie zapraszało ich do partycypacji. Może bowiem nie stwarzać warunków, w których osoby te będą miały szansę wyrazić swoje zdanie, wnieść swoją perspektywę, a nawet jeśli tak będzie to wcale nie wiadomo, czy nie zostanie ona użyta wbrew ich intencjom lub w sposób instrumentalny czy dekoracyjny - bez istotnego znaczenia dla treści czy formy działania.
Sherry Arnstein - co ważne - nie krytykuje innych niż partycypacja form udziału w życiu publicznym. Nie ma przecież nic złego w kupowaniu usług (o ile jest to uzgodniona forma transakcji), w statystowaniu, realizowaniu czyjejś jednoosobowej wizji w ramach pracy twórczej. Postulat, który możemy powtórzyć za brytyjską badaczką jest taki, by nie nazywać tych form partycypacją, jeśli osoby, których one dotyczą nie mają zbyt wiele do powiedzenia lub nie wiedzą do końca jakie są granice ich wpływu.
Na szczęście na proponowanej przez Arnstein drabinie jest też kilka innych poziomów partycypacji.
- Informowanie - gdy w grę wchodzi tylko klarowne i uczciwe informowanie o tym, do czego i na jakie zasadach zaprasza się osoby oraz daje się przestrzeń na ich reakcje.
- Konsultowanie - gdy młodzi mają szansę stać się ciałem doradczym, ekspertami przekazującymi swoja perspektywę, co do której wiedzą w jakim zakresie i trybie będzie uwzględniona. Doskonałym przykładem jest tu spektakl „Edukacja Seksualna” w reżyserii Michała Buszewicza, zrealizowany w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Spektakl przygotowany został z zespołem aktorskim, na podstawie tekstu reżysera, który z kolei inspirowany był improwizacjami. Zarówno na etapie improwizacji, jak i rozmów obecna była młodzieżowa rada. To ona dawała informację zwrotną - czy wyłaniające się treści są zrozumiałe i adekwatne. Młodzi podrzucali też pytania, dzielili się doświadczeniem, oglądali powstające sceny, komentując je aktywnie. Stali się członkami zespołu, choć to reżyser i aktorzy decydowali ostatecznie o kształcie spektaklu.
- Delegowanie/ dzielenie zadań - to model, w którym wiadomo, że prowadzący opiekuje się ramą działania, nazywa i wyznacza główne jego części, tematy. Zadania jednak są podzielone, zaś wpływ na ich wykonanie i kształt mają uczestnicy. W różnym stopniu mogą samodzielnie kreować cząstki całości.
- Inicjatywa młodzieży ze wsparciem dorosłych - to sytuacja rzadka, ale bardzo interesująca. Zdarza się, gdy młode osoby przychodzą z inicjatywą do dorosłego - instruktora, nauczycielki, twórcy, artystki, dyrektora teatru, dyrektorki szkoły. Proszą o wsparcie swojego pomysłu, bo wiedzą, że to dorośli mają większy dostęp do zasobów. Sami jednak chcą prowadzić proces, być może będąc otwartymi na rady lub wyraźnie o nie prosząc. Pracują jednak na własnych zasadach. Ta sytuacja, choć wydaje się być szczytowym osiągnięciem partycypacji, jest jednak nieczęsto możliwa. W dorosłych strukturach instytucji społecznych, instytucji kultury czy oświaty młodzież nie ma zbyt wiele przestrzeni, by samodzielnie wychodzić z inicjatywą. To, w jaki sposób możemy zmieniać tę sytuację i tej przestrzeni robić im więcej to temat na osobny artykuł. Warto jednak sytuację inicjatywy młodzieży porównać przychylnie z ostatnim modelem partycypacji, czyli:
- sojusznictwem dorosłych i młodzieży. Ta sytuacja oznacza partnerstwo, być może zainicjowane przez dorosłych, ale z intencją oddawania części przewodnictwa młodym. Wspólne działanie, z uważnością i omawianiem zasad na każdym etapie. Klarowne decydowanie o odpowiedzialności, rolach, zadaniach i o strukturze pracy. Dopuszczanie młodych do kierowania procesem i podejmowania kluczowych decyzji.
Gdy mówimy o dramaturgii w procesie ten model wydaje się najbardziej adekwatny. Nie zmusza on prowadzącego do abdykowania ze swojego stanowiska, porzucania swojej wrażliwości, rezygnowania z wizji. Stawia go na równi z młodzieżą w kwestii zarówno decyzji twórczych, jak i organizacyjnych. Pozwala przyjąć rolę facylitatora, sojusznika, którego dostęp do zasobów czyni sytuację realną.
Oczywiście jeśli chcemy, by w ramach pracy dramaturgicznej młodzież nabyła umiejętności pisarskich, wykształciła wrażliwość reżyserską - nic nie stoi na przeszkodzie, by oferować w toku procesu elementy warsztatowe, by proponować prowadzone przez siebie ćwiczenia i by dawać informację zwrotną.
Można też zdecydować się na model delegowania i dzielenia zadań, gdy wspólna wizja jest wynegocjowana ale na drodze do jej uzyskania ostateczny, decydujący głos ma prowadzący. Jednak w obrębie powstających kawałków to uczestnicy mogą podejmować decyzje, wyrażać sprzeciw, wnosić tematy i pomysły.
Modeli jest wiele.
Z pewnością jednak to, co najważniejsze w procesach partycypacyjnych to uczciwy namysł przed rozpoczęciem pracy. Pomocne w jego podjęciu mogą być pytania.
- Do czego chcę zaprosić ludzi?
- Do jakiego trybu współpracy?
- Co będzie punktem wyjścia i w jaki sposób będziemy to rozwijać?
- Jak konkretnie będziemy pisać, kiedy i jak będziemy dawać sobie informację zwrotną?
- Co w obrębie wspólnego działania chcę pozostawić sobie do decyzji?
- Na co oni/ one będą mieć wpływ?
- Jak będziemy rozwiązywać konflikty? Co jeśli nie będzie zgody co do kształtu struktury/ scen? Czy pozwalam sobie mieć ostatnie zdanie? Czy dzielę odpowiedzialność na mniejsze kawałki?
- Które z moich ambicji i sposobów pracy, a także cech charakteru i przyzwyczajeń będą - prawdopodobnie - wystawione na próbę w trakcie takiego procesu?
- Z których muszę zrezygnować decydując się na ten model?
- Czy w obliczu czasu, który mam i grupy z którą pracuję model partycypacyjny - którykolwiek z nich jest możliwy?
Te pytania warto sobie zadać zanim rozpocznie się pracę.
Dobór ćwiczeń i warsztatowych form - choć bardzo ważny i sprzyjający kreatywności - jest właściwie wtórny, drugorzędny.
Autorka:
Dorota Ogrodzka - artystka społeczna, reżyserka i dramaturżka, pedagożka teatru, badaczka i trenerka. Od 8 lat współprowadzi Stowarzyszenie Pedagogów Teatru, z którym realizuje projekty artywistyczne i artystyczno-społeczne. Jest jedną ze współorganizatorek Slot Art Festival. Współpracuje z wieloma teatrami i instytucjami kultury w Polsce i w Europie