fot. Robert Andrzejewski
Szyfmaneria: Tym. Felieton Janusza Majcherka
W maju przypadają imieniny Stanisława, do zeszłego roku również Stanisława Tyma. Pamiętam, jak w grudniu przybiła mnie wiadomość o jego śmierci. Niby wiadomo: długa choroba, wiek. Zmarł syty lat (ale czy syty życia?). Powiada się: naturalna kolej rzeczy. A przecież mi żal, jak śpiewał Okudżawa …
Od dobrych paru lat Tym wycofywał się z aktywności, jakby przygotowywał siebie i nas na nieuchronny kres. Zarzucił pisanie felietonów, nie występował. Bardzo rzadko pokazywał się publicznie – ostatni bodaj raz na premierze własnej (napisanej wspólnie z Jerzym Dobrowolskim) sztuki Ciemny grylaż w Och-Teatrze.
Był człowiekiem epoki i epoka odeszła razem z nim. Inteligent pełną gębą, rozśmieszał i wyśmiewał przez pół wieku, ale jego śmiech, jak na rasowego humorystę przystało, podszyty był wcale niewesołą refleksją. Dawał do myślenia, bo też Tym widział rzeczywistość na wskroś, a jego obserwacje i diagnozy, przy całym wyczuleniu na absurd, były dotkliwe. W gruncie rzeczy nie mówił „oni”. Mówił „my”. Jak Gogol: „Z kogo się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie”.
Należał do tych artystów, którzy, uprawiając z wielkim poczuciem humoru różne gatunki sztuki, w świecie postawionym na głowie przywracali miarę rzeczy, uczyli myślenia, zdrowego rozsądku, hierarchii wartości, nonkonformizmu i przyzwoitości. Jak Słonimski, Lec, Mrożek, Przybora, Młynarski, Dobrowolski, Bareja. Było ich paru.
Nigdy nie łączyła mnie z Tymem bliższa znajomość. Owszem, parę spotkań, rozmów – zawsze na gruncie zawodowym. Jedno spotkanie wspominam szczególnie – odbyło się w Teatrze Polskim.
W 2012 roku dyrektorzy Andrzej Seweryn i Jarosław Gajewski zaproponowali mi pracę, na początek w nieokreślonym charakterze konsultanta literackiego (to też z Tyma/Barei: „Pracuję w telewizji” chwali się postać grana przez Staszkę Celińską. „W charakterze czy tak w ogóle?” – dopytuje Jerzy Dobrowolski. „W charakterze” – odpowiada oburzona Celińska).
Moim pierwszym zadaniem było przeprowadzenie rozmowy po premierze Wieczoru Trzech Króli. Za temat miała postać błazna. Na scenie i w życiu publicznym.
Rozmowa jak rozmowa – nie jedną prowadziłem. Ale ciekawy był duet moich interlokutorów, mianowicie Stanisław Tym i Aleksander Kwaśniewski.
Zaproponowaliśmy, żeby obaj panowie obejrzeli wcześniej nietuzinkowe przedstawienie w reżyserii Anglika, Dana Jemmetta. Tym się wykręcił, twierdząc, że już je widział (jeśli tak, to incognito), a ex-prezydent, owszem, przyjął zaproszenie. Towarzyszyłem mu w loży, a jakże, prezydenckiej. Trochę byłem spięty, ale szybko się okazało, że z Kwaśniewskim można konie kraść. Okazał się bardzo sympatyczny i bezpośredni, więc mi ulżyło. Co do Tyma, to nie spodziewałem się problemów.
A jednak, gdy już przyszło do rozmowy na Scenie Kameralnej, spociłem się jak mysz. Kwaśniewski wodził rej, sypał żartami jak z rękawa i kradł show. Tymczasem pan Stanisław był, rzekłbym, smutny i małomówny. Nie sądzę, żeby wyrażał w ten sposób swój stosunek do Kwaśniewskiego, bo gdyby miał do niego jakieś anse, nie przyjąłby po prostu zaproszenia do rozmowy. Sądzę raczej, że Tym, jak większość aktorów, zgasł, widząc, że to nie on jest gwiazdą spotkania, a w każdym razie – że ma konkurencję. Możliwe też, że jak niemal każdy, kto dzięki swojej twórczości uchodzi za wesołka, Tym w istocie był człowiekiem serio.
I jeszcze anegdota. Przed laty (1999- 2013) przyznawane były Feliksy Warszawskie – nagrody fundowane przez brytyjskiego biznesmena i filantropa, Feliksa Łaskiego. Laureatami zostawali artyści z teatrów stołecznych, wybierani przez swoje środowisko. Do kapituły Feliksów zespoły teatralne co roku wybierały przedstawicieli-jurorów, a w charakterze (!) wisienki na torcie doproszono ówczesnych redaktorów naczelnych „Dialogu” i „Teatru”, czyli kolegę Jacka Sieradzkiego i mnie. Wybór i głosowanie bywały niekiedy zabawne. Pamiętam, jak bardzo wybitny aktor dopytywał, czy do Feliksa można zgłosić samego siebie.
Po uroczystości wręczenia nagród odbywał się, rzecz jasna, bankiet, za mojej pamięci w hotelu Polonia. Różne delikatesy jeszcze się wtedy nie opatrzyły i przy zastawionych stołach było tłoczno. Raz dopchałem się do jedzenia i zacząłem nabierać na talerz trochę tego, trochę owego. Nagle usłyszałem karcący głos: „Niech pan zostawi tę szynkę. Szynkę to ma pan w domu. Pan bierze krewetki”. Reprymendy udzielała mi stojąca obok Emilia Krakowska.
I właśnie na którymś z takich bankietów znalazłem się w towarzystwie Tyma. Pan Stanisław, spostrzegłszy mnie mówi: „Z panem się nie napiję”. Ja trochę dotknięty: „Ale dlaczego, panie Staszku?". On: „Bo pan źle napisał o moim przedstawieniu w Elblągu". Ja zbaraniały: „Panie Staszku, ale ja nigdy nie pisałem o pańskim przedstawieniu, nawet ani razu nie byłem w Elblągu za pana dyrekcji". On: „Pisał, pan pisał, strasznie mnie pan zjechał". Ja: „Nie pisałem, przysięgam. Może brat pisał". On: „Może brat. Ale z panem nie będę pił".
Żegnaj, panie Stanisławie.
Zapraszamy do zapoznania się z archiwalnym nagraniem:
FORUM DYSKUSYJNE: Demokracja a szyderstwo
Forum dyskusyjne towarzyszące premierze spektaklu "Wieczór Trzech Króli" Williama Shakespeare'a w reżyserii Dana Jemmetta.
Udział wzięli: Aleksander Kwaśniewski, Stanisław Tym, Janusz Majcherek.